W dniu 3 lutego 2007 r. w Warszawie zmarł sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku Stanisław Dmowski
Sędzia Stanisław Dmowski urodził się dnia 5 listopada 1926 r. w Dmochach, woj. lubelskie. Studia prawnicze na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim ukończył w 1952 r., uzyskując tytuł magistra. Pracę w wymiarze sprawiedliwości rozpoczął już w czasie studiów – od 1951 r. – jako aplikant w okręgu Sądu Wojewódzkiego w Lublinie. W dniu 25 czerwca 1952 r. został mianowany asesorem, a w dniu 14 lutego 1953 r. sędzią Sądu Powiatowego w Lublinie. Od grudnia 1953 r. do lipca 1955 r. był Przewodniczącym Wydziału Zamiejscowego w Janowie Lubelskim Sądu Powiatowego w Kraśniku, a także wiceprezesem tego Sądu.
Od dnia 16 czerwca 1955 r. sędzia Stanisław Dmowski był sędzią Sądu Wojewódzkiego w Zielonej Górze, gdzie pełnił m.in. funkcje przewodniczącego wydziału, wizytatora ds. cywilnych oraz wojewódzkiego kierownika szkolenia. W dniu 10 października 1968 r. został delegowany do pełnienia czynności w Ministerstwie Sprawiedliwości, w Departamencie Nadzoru Sądowego.
Uchwałą z dnia 18 maja 1972 r. Stanisław Dmowski został mianowany sędzią Sądu Najwyższego. Od dnia 1 stycznia 1984 r. był przewodniczącym Wydziału IV, a od dnia 1 stycznia 1990 r. – Wydziału III Problemowego. W latach 1972–1982 pełnił także funkcję rzecznika Sądu Dyscyplinarnego Wyższego i Najwyższego Sądu Dyscyplinarnego. Od dnia 1 lipca do dnia 18 września 1995 r., w czasie gdy Prezes Stanisław Rudnicki pełnił obowiązki Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Stanisław Dmowski zastępował Prezesa kierującego pracami Izby Cywilnej.
W stan spoczynku przeszedł w dniu 6 listopada 1996 r., podejmując – w niepełnym wymiarze godzin – pracę w Biurze Orzecznictwa, a następnie w Biurze Studiów i Analiz Sądu Najwyższego, najpierw jako główny specjalista, a następnie członek Biura.
Sędzia Stanisław Dmowski był wybitnym sędzią, znakomitym prawnikiem cywilistą i powszechnie szanowanym autorytetem. Wydał wiele ważnych, precedensowych orzeczeń, jako sprawozdawca wielu uchwał, także w składach powiększonych. Uczestniczył w piśmiennictwie prawniczym. Pisał artykuły, glosy i przeglądy orzecznictwa, głównie z dziedziny prawa spółdzielczego, rzeczowego, obligacyjnego i rodzinnego. Jest współautorem komentarzy, wielokrotnie wznawianych i powszechnie wykorzystywanych w praktyce sądowej i adwokackiej.
W liście pożegnalnym towarzyszącym przejściu Stanisława Dmowskiego w stan spoczynku Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego prof. dr hab. Adam Strzembosz napisał: „Należał Pan do najwybitniejszych cywilistów. Pana umiejętność wykładania norm prawnych i formułowania przekonujących koncepcji rozwiązywania trudnych problemów jurydycznych długo będzie wpływać na orzecznictwo Izby Cywilnej Sądu Najwyższego i sądów niższych”. Te słowa pozostają i pozostaną aktualne.
W uznaniu zasług dla wymiaru sprawiedliwości sędzia Stanisław Dmowski odznaczony został m.in. Złotym Krzyżem Zasługi (1959 r.), Krzyżem Kawalerskim (1971 r.), Krzyżem Oficerskim oraz Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1996 r.).
Zmarł w Warszawie w dniu 3 lutego 2007 r. po niespodziewanej, ciężkiej chorobie. Został pochowany w dniu 9 lutego 2007 r. na Cmentarzu Północnym w Wólce Węglowej, w alei zasłużonych.
J.G.
WSPOMNIENIE
Staszek Dmowski jest moim kolejnym serdecznym kolegą, który dożywszy szczęśliwie kresu swoich osiemdziesięciu lat przestąpił próg wiecznego życia, w które wierzył i którego obietnicy bezgranicznie zaufał. Przed nim odeszli tak przecież niedawno – że wciąż jeszcze słyszę ich głosy, widzę twarze i pamiętam prowadzone dyskusje – nasi koledzy z Izby: Jurek Ignatowicz, Janusz Pietrzykowski, Franek Wesely, Józef Majorowicz, Zenon Marmaj, Janek Niejadlik, a także zaprzyjaźniony z nami Mareczek Gintowt z Ministerstwa Sprawiedliwości.
Staszek Dmowski, który dołączył do nas w 1972 r., stał się od razu moim bliskim kolegą, początkowo z tej racji, że zajmowaliśmy razem przez osiem lat wspólny gabinet, a wkrótce ze względu na serdeczne koleżeńskie więzy, które nas łączyły dzięki jego przyjaznemu usposobieniu, życzliwości, wspólnie wyznawanym wartościom, wzajemnej wymianie myśli i poglądów na tematy ogólne i zawodowe. Więzy te istniały nadal, pomimo naszego przejścia w listopadzie 1996 r. w stan spoczynku, które zresztą miało miejsce niemal w tym samym dniu i uświetnione zostało wspólną uroczystością pożegnalną zorganizowaną przez kolegów z Izby Cywilnej oraz uhonorowaniem nas wysokimi odznaczeniem państwowym przez Prezydenta Rzeczypospolitej.
Dopóki utrzymujemy osobiste kontakty koleżeńskie, nie zawsze w pełni zdajemy sobie sprawę z tego, jakie cechy osobowe zadecydowały o tym, że odnosimy się do określonej osoby mniej lub bardziej przyjaźnie, życzliwie, obojętnie albo niechętnie. Dopiero spoglądając wstecz oceniamy je nie tylko wartościująco, ale staramy się zrozumieć, na ile nasz własny świat uczuć i wzajemnych międzyludzkich powiązań został zubożony przez zerwanie dotychczasowych kontaktów, spowodowane kolejnym przejściem danej osoby w stan spoczynku – tym razem już wiecznego.
Myślę, że w moim wypadku o bardzo przyjaznym i serdecznym charakterze mojej znajomości ze Staszkiem zadecydowała zasadnicza cecha jego charakteru, jakim była jego życzliwa otwartość na innego człowieka, którego motywy postępowania starał się zawsze dobrze zrozumieć, a w razie potrzeby usprawiedliwić. Z doświadczenia wiadomo, jak trudna jest taka postawa w sytuacjach konfliktowych, z którymi spotykamy się na co dzień. Staszek nie miał z tym nigdy większych trudności; nie zawsze to rozumiałem i nieraz posądzałem go o zbytnią pobłażliwość. Jego wyrozumiałości dla ludzkich słabości, wad i złych wyborów życiowych towarzyszyła życiowa mądrość, którą zdobywa się tylko przez doświadczenia nabyte w uniwersytecie codziennego życia dzięki wyniesionemu z rodzinnego domu systemowi wartości. Jestem głęboko przekonany, że właśnie ta cecha charakteru Staszka oraz życzliwa bezpośredniość i prostota, z jaką odnosił się do innych, zjednywała wszystkich, którzy go znali, a przede wszystkim kolegów, przez których był lubiany i ceniony.
Nie zawsze zgadzaliśmy się ze sobą. Mieliśmy na przykład różne zdania na temat zaangażowania sędziego w ruchu „Solidarności”. On tak, jak większość sędziów Sądu Najwyższego, był przekonany, że sędzia nie powinien zajmować się działalnością opozycyjną, za którą uchodziła przynależność do NSZZ „Solidarność”, ja byłem przeciwnego zdania, uważając, że jest to działalność niepodległościowa. Rozumiałem to inne stanowisko, i choć go nie podzielałem, różnica zdań nie poróżniła nas. Pamiętam słowa Staszka po zakończeniu zgromadzenia sędziów Sądu Najwyższego, gdy moje wystąpienie o powołaniu w Sądzie Najwyższym Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” wywołało gwałtowną reakcję ówczesnego pierwszego prezesa Sądu Najwyższego W. Berutowicza, który nazwał mnie „tubą Wolnej Europy”. Staszek powiedział wtedy: „Jeden z was musi odejść”. Nie przeszkodziło to jednak Staszkowi w okazywaniu naszej sądowej „Solidarności” sympatii, a nawet swego rodzaju podziwu przez cały czas pełnienia przeze mnie funkcji przewodniczącego komisji zakładowej przy Sądzie Najwyższym.
Po moim powrocie do Sądu Najwyższego nasze wzajemne stosunki jeszcze bardziej się zacieśniły. Przyjął propozycję pełnienia roli mojego zastępcy w kierowaniu Izbą Cywilną, wspierał swoją radą i pomocą. Cieszył się wśród nas ogromnym autorytetem jako znakomity prawnik i sędzia. Miał duży wpływ na kształtowanie poziomu orzecznictwa Izby. Rozstrzygnięcia i sposób ich uzasadnienia w trudnych sprawach, w których był sprawozdawcą, odznaczają się jasnością i precyzją konstrukcji, której źródłem był zawsze dorobek nauki służący rozwojowi orzecznictwa zrównoważonego interesem społecznym i odpowiadającymi mu potrzebami praktyki wymiaru sprawiedliwości, w tym zwłaszcza dążeniem do utrzymania stabilności orzecznictwa w kluczowych sprawach.
Sędzia Stanisław Dmowski jest autorem wielu komentarzy prawniczych o podstawowym znaczeniu w zakresie prawa cywilnego materialnego i procesowego. Komentarze te odznaczają się wysokim poziomem. W ostatnich dniach aktualizowałem jego część komentarza do księgi pierwszej kodeksu cywilnego (siedem wydań w Wydawnictwie LexisNexis) i przy tej okazji mogłem po raz kolejny przekonać się, jak wielką wartość mają jego komentatorskie uwagi dla potrzeb praktyki.
Staszek był dobrym człowiekiem – wspaniałym, kochającym mężem, ojcem i dziadkiem. W ostatnich miesiącach i dniach jego życia byłem w ciągłym kontakcie z Jego Żoną. Znam jej wielki ból i poczucie osamotnienia po tylu szczęśliwych latach rodzinnego życia. Wiem także, że przyjęła je z poddaniem woli Bożej jako nieuchronną kolej losu i z wiarą, że Staszek czeka na spotkanie, które kiedyś musi nadejść…
Stanisław Rudnicki