Nasze drogi zawodowe przecięły się dwukrotnie. Pierwszy raz w 1990 r., gdy jako nowo wybrani i powołani prezesi Sądów Wojewódzkich – On w Opolu, ja w Białymstoku – byliśmy na konferencji, też z nowym Ministrem Sprawiedliwości Aleksandrem Bentkowskim. Na spotkaniu tym poruszane były różne kwestie, z których utkwiła w mojej pamięci jedna, związana z osobą prezesa Tadeusza Domińczyka. Chodziło o to, że na skutek niefortunnej zmiany dokonanej w taksie komorniczej, komornicy zaczęli pobierać z kasy sądów bardzo duże, niekiedy wręcz ogromne kwoty, zupełnie nieproporcjonalne do nakładu pracy i w ogóle do ówczesnego systemu wynagrodzeń. My, prezesi sądów, dysponenci tymi środkami publicznymi, byliśmy tym zbulwersowani i „robiliśmy szum”, wskazując na konieczność zmiany i uszczelnienia tych przepisów komorniczych. I wtedy okazało się, że jeden z nas, właśnie prezes Domińczyk, podjął działania, występując na drogę sądową w stosunku do komorników o zasądzenie zwrotu kilku szczególnie wysokich pobranych przez nich kwot. Pomyślałem wtedy o Nim z uznaniem; zamiast, jak my pozostali narzekać, On jeden wszczął postępowanie o odzyskanie publicznego grosza.
Drugi raz spotkaliśmy się na początku 1997 r. na delegacji w Sądzie Najwyższym. Tadeusz znowu się wyróżnił, tym razem swoją postawą sędziowską, zgłaszając zdanie odrębne do jednego z wyroków. W Izbie Cywilnej składa się niewiele zdań odrębnych, a te, autorstwa sędziów delegowanych, są wręcz arcyrzadkie. Kiedy więc w lipcu tego roku odbieraliśmy razem nominacje do Sądu Najwyższego, pomyślałem, że będę miał Kolegę z charakterem, Sędziego „całą gębą”. I nie pomyliłem się. Tadeusz wnosił do naszej pracy szeroką i ugruntowaną wiedzę prawniczą oraz wysokie poczucie sprawiedliwości i odpowiedzialności. Wyróżniało Go bogate doświadczenie życiowe. Jako dziecko przeżył z rodziną wywózkę na przymusowe roboty do Niemiec i powojenny niedostatek po powrocie do kraju. Był rolnikiem, myśliwym i pszczelarzem. W ten sposób nie tracił nigdy kontaktu z prawdziwymi problemami ludzi, z miąższem życia, wnosząc to całe, bezcenne bogactwo do orzekania. Dlatego wydawane z Jego udziałem wyroki nie sterowały w kierunku czczego formalizmu prawniczego, nie odrywały się od rzeczywistości, lecz były w niej głęboko osadzone na skutek mądrze interpretowanych przepisów prawa. W pracy był bardzo dobrze zorganizowany, stąd też nie miewał w niej nigdy zaległości, kierując się zasadą „zrób dziś, co zrobić jutro masz”. Był bardzo koleżeński i uczynny. Doświadczyłem też Jego koleżeńskości, kiedy to jako jedyny zatelefonował do mnie ze słowem otuchy, gdy miałem trudny okres w czasie pracy w Krajowej radzie Sądownictwa. Wzorowa była Jego troska o rodzinę i najbliższych.
Był mężczyzną silnym psychicznie i fizycznie; Jego witalność zdawała się być niespożyta. Mieliśmy więc nadzieję, że kiedy przed trzema laty przezwyciężył atak ciężkiej choroby, ta już nie powróci. Niestety, zaatakowała Go ponownie i pokonała.
Uroczystości pogrzebowe ś.p. Tadeusza odbyły się w dniu 14 lipca 2017 r. w kaplicy cmentarnej starego cmentarza w Opolu. Rozpoczęła je msza święta odprawiana pod przepiękną mozaikową płaskorzeźbą Zmartwychwstałego. Zgromadziły bardzo dużo ludzi, którzy w ten sposób chcieli wyrazić Mu uznanie i wdzięczność, pokrywając też grób niezmierzoną ilością wieńców i kwiatów. Swoistego kolorytu uroczystości dodawały poczty sztandarowe wystawione przez kolegów myśliwych; oni także, po żałobnych przemowach, wedle obyczaju przypisanego dla swojego zajęcia, zagrali Mu na rogach melodię pożegnalną.
Tadeusz nie zdążył zamieszkać w pięknym, wybudowanym przez siebie domu. Pozostaje mieć nadzieję, że przyjmie Go do siebie Ten, który obiecał, że dla swoich wiernych przygotował mieszkań wiele.
Antoni Górski